Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/73

Ta strona została przepisana.

ruszyć w świat, czekał aż co rok latem daleki świat przysyłał mu swoich wysłańców.
O wczesnym świcie wstawali Czoskowie. Najpierw matka, potem stary i chłopcy.
Kiedy słońce paliło sypki piasek wybrzeża i suszyło rozpięte rybackie sieci, na Morskiej drodze zakwitały jak kolorowe kwiaty, parasolki i płaszcze letników a u Czosków w nisko położonym nad strumieniem ogrodzie, Joachim wyrywał wtedy ostatnie marchewki i ścinał twarde seledynowe głowy kapusty na targ.
Mała furmanka czekała już zaprzężona. Przed laty, kiedy nie było letników, ani białych pensjonatów, ani bruku na ulicy i dworca, zawsze jednak było morze, były rodziny rybaków Adler i Borgman i ogrodnicy Czoskowie i Wetzlowie. Nie było jeszcze ani Joachima i Wiktora, ani Marji i Hildy, były ich babki w szerokich spódnicach, z bluskami pod szyję i ich dziadowie, ogorzałe na cynobrowy morski kolor spracowane chłopaki w białych chustkach na szyi, którzy teraz w „dobrym pokoju“ patrzyli z fotografji w pluszowych ramkach, albo innych nowszych, z szyszek.
Za Niemców jeździła furmanka do Wolnego Miasta z tą samą marchwią, kapustą i truskawkami.
W Wolnem mieście wybierali żony i mężów, sto razy już spowinowaceni z miejscowymi ludźmi, z rybackiemi rodzinami Adler i Borgman, z ogrodnikami Wetzel i Czoske. Najstarszy rodu dziad, rybak bronzowy i zmarszczony, z odciskami od wioseł na rę-

69