Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/76

Ta strona została przepisana.

chimie pewna nadzieja. Odwracając oczy od swego drewnianego szczudła, patrzał na sad, dom i obórkę. Czwarta część należała do niego.
Cierpliwie czekał odtąd pod pompą, a wieczorem przy ganku i usłużnie pytał:
— Możeby pani na spacer poszła? —
Stukając szczudłem szedł potem obok Anny po wybrzeżu i krótkiemi słowami oddawał jej swoje życie z dwuch epok. Kiedy była noga i kiedy ją zdjęli.
W tych rozmowach malało poślizgnięcie na lodzie i długie miesiące w szpitalu, a rosło wszystko, co jeszcze można było mieć.
Kiedy się już tedy wydawać mogło, że panna chętnie na te spacery chodzi i już Joachim godzinami ob myślał, żeby ją kiedyś wziąć za rękę, przyjechał wysoki pan, ojciec dziewczynki i od jednego spojrzenia bronzowych oczu panny, okazała się nieomylna prawda, że wszystko na nic.
Joachim zawstydził się nagle głęboko, że mu się zdawało, iż ktoś przyszedłszy tutaj, zostanie i nakąpawszy się dosyta w niebieskiem, letniem morzu, nie ucieknie od jego surowej, jesiennej prawdy, jak robili wszyscy.
Jedynego wieczoru, który ów pan spędził tutaj, poszedł na spacer z Anną i na mostku nad strumieniem (zgóry widziało się doskonale) objął ramieniem pannę.
Wtedy Joachim poczuł bolesną ulgę, że nie powiedział jej ani jednego z wszystkich słów, które układały się w myśli na długie rozmowy podczas gra-

72