Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/80

Ta strona została przepisana.

wiatr jeszcze raz przepoił Annę tęsknotą, która już nigdy nie opuszcza tych, co poznali morze.
Po niebrukowanej drodze ruszyła przed Joachimem naprzód. Życie, które zatrzymało się na chwilę, na czas pobytu tutaj, od jutra zaczynało się nanowo.

Drewnianą nogą stukał Joachim po swojej ziemi, na której się urodził i miał zostać. Nienapróżno przyjeżdżali dalekie letniki tu, do ich morza. Oni zostawiali coś ze swego wiecznego niepokoju i buntu, a zabierali nieuchronną tęsknotę, żeby tu kiedyś powrócić.



Na stołku stała waliza. W niej trochę bezładnie ułożone było wszystko, co Andrzej posiadał. Była mała i ciężka. Znajomy ciężar starych, biednych waliz. Książki. Po szybach ciekł deszcz i drzewa za oknem jęczały wiejskim lamentem. Gospodarze spali, w sionce tylko ktoś płoszył kury, które coraz zrywały się z gdakaniem.
Andrzej wyjeżdżał. Dzisiejszy chlupiący deszcz przyspieszył postanowienie. Nie mógł tu siedzieć dłużej, nawet gdyby później okazało się, że jest znów gorzej. W błyskawicznem obliczeniu już to zostało obmyślone: Krócej, ale żyć…
Do pracy, do swoich (czy to już naprawdę bez Anny?). Tam, gdzie się życie ruszało prędzej niż tu wśród twardych upartych przyzwyczajeń do głodu, nędzy i znoszenia wszelkich jarzm. Pojechać tam i tu

76