Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/81

Ta strona została przepisana.

wrócić kiedyś później. Rzeczy były spakowane. Andrzej zamknął walizę. W tamtą stronę pakowała ją Anna. Dość. Nie odpowiedział już na jej list. Był wymijający. Niedorzeczną, upartą nadzieją czekał na rozmowę, a tymczasem mówił sobie: na nic, wszystko na nic. Albo jeszcze: ona się zatraca przy tej pracy. Ale zatem kryło się to, że on traci ją. Tylko nie wiedział dlaczego? Andrzej otworzył skrzypiące drzwi wyjrzał. Lało wciąż.
W sionce stał Jędrek i wypatrywał za nim. Andrzej chciał mu coś powiedzieć, ale zamruczał tylko dobrotliwie: No mały.. —
Wtedy Jędrek spytał sam: — Jadzie pan do domu? —
— Jadę — powiedział Andrzej i wszedł do izby.
Chłopak został w sionce. Andrzej słyszał jak po twardo ubitej podłodze szurały jego bose nogi.
Między miastowym letnikiem, mądrym bogiem, który wszystko wiedział, a nim jakże to było daleko.
Kręcił się więc cierpliwie i wyczekująco, żeby jeszcze o coś spytać, coś powiedzieć i nie uronić ani jednej z ostatnich chwil. Nieśmiałe kroki kołowały przy drzwiach. Drzwi były uchylone, spaczone, stare drzwi wiejskiej chałupy.
Miastowy pan stał przy stole zawalonym gazetami i nic nie robił. Ręce mu wisiały. Gazet nie czytał, patrzył w jedno miejsce na ścianie, ale Jędrek widział, że tam nic było, chyba biała plama po świętej Teresce, co tam kiedyś wisiała. Stał cicho. Jak to tak człowiek może stać? Poco?

77