Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/82

Ta strona została przepisana.

Nareszcie, podnosząc głowę, dojrzał go. Jędrek zawstydził się, a jego bóg, który umiał, jak wszyscy bogowie, nie krzywić się z bólu, rzekł:
— No właź tu, co powiesz? —
Potem rozmiękłemi drogami, pod deszczem kropel z nieba i drzew, grzęznąc bosemi nogami w kleistem błocie, pomagał Jędrek wlec paczki do kolejki.
Zwyczajną gwizdką dawano znak odjazdu i swojski samowarek, dysząc ciągnął stare wagoniki. Za oknem, moknąc, machał Jędrek ręką. Andrzej widział potem zdaleka jak pędem wracał do wsi, gdzie w chałupach było przeważnie ciemno. Ludzie przesypiali długi wieczór, żeby nie palić nafty.
W kolejce było pusto, na ławce naprzeciwko drzemał szczerbaty chłop, mrużył bezrzęse powieki i jego twarz nabierała wyrazu sennego otępienia. Odruchowo tylko, stopą w podartym bucie macał płótnem kryty koszyk pod ławką, czy jeszcze jest..
Od czasu jak szła tędy kolejka, jeździli ci chłopi z żylastemi rękami, drzemali przez drogę i tylko jedna myśl gnębiła ich sen, czy są te nędzne zawiniątka spod ławki, na które zewsząd zdawano się czyhać.
Zwolna zataczała kolejka szeroki łuk, mijała wysoki z śmieci usypany brzeg Wisły i skręciła. Zdaleka przez szyby zajrzała Wisła opatulona w szarą mgłę.
Byli na stacji. Samowarek stanął, ludzie zaczęli wysiadać, w Warszawie zaczynał się wieczór.
Pod sinemi, prostopadłemi strugami deszczu wlókł Andrzej po schodach spod mostu swoją walizę do

78