Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/86

Ta strona została przepisana.

Głupia to była nadzieja, z nici wysnuta, skryta pod innemi rozmowami z Andzią Sikorą:
— Ciekawa rzecz jak długo będziem robić pięć dni. —
Na to Andzia:
— Wypłacę się Urbańskiej za komorne. Ale tak samo zaliczki ino temczasem dają. —
Potem znów Julcia w szczękaniu wirówek, wśród krótkich warknięć przesuwaczy:
— Takbym w niedzielę do kina poszła na tę „Uwiedzioną“. —
Od tego kina wzięło. Napróżno Julka sama znosiła grzebienie nadół, nim ryży Mundek zdążył przyjść po nie.
Z za szarych, grubym pyłem przysypanych szmat patrzyły zawsze wciąż te same, stare znajome, przypruszone okruszkami, z ciemnemi kreskami kurzu w każdej fałdzie skóry. Ale szlifiarza Pietrzaka nie było tam jeszcze.
Rano, za dziesięć siódma przed fabryką mijała Julka szatyna ze zrośniętemi brwiami, gisera od Olkowskiego.
Nie patrzyła na niego umyślnie, ani trochę, ale taka już była, że przytem widziała go. Ściskając butelkę zbożowej kawy pod pachą, przebiegała prędko z gołą głową w bronzowem, kusem palcie. Tylko oczy patrzyły szare pod czarną rzęsą, jasne jeszcze od wyspania, nieprzesłonięte kurzem rogowego pyłu.
W przejściu koło szatyna zjawiały się zęby. Dolne,

82