Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/89

Ta strona została przepisana.

łach i maszynach, przenikają skrycie Andzię suchotnicę, trzypalcówkę Pelagję i ładną Julkę.
One zaś przysiadły za stołem, zajadając z paczek i blaszanek. Andzia piła zupę mączną, a tamte obie jadły chleb złożony w grube poprzeczne pajdy.
Pelagja mieszkała u siostry straganiarki. Jej chleb bywał zawinięty w żółtawe, bibulaste, zadrukowane arkusze powieściowego dodatku. Czarne, ku brzegom jaśniejsze wyspy tłuszczu opływały miejscami stronice. Julcia ostrożnie zdmuchiwała z nich okruszyny i podsuwając na bliższą okna stronę stołu, czytała prędko, trochę opuszczając opisy, „Tajemniczego dżentelmana“.
Carot nazywał się szlachetny bandyta, imieniem niespotykanem na Dzikiej, ani na Stawkach.
Mówił do swoich kobiet takiemi słowami, od których wzdłuż po krzyżu spływał błyskawicznie gorący, słodki dreszcz.
Imieniem Carot huczały najeżone grzebieniami wirówki. Nabrzmiałe lekko od stania nogi ruszały się wtedy najwolniej. Żaden z fajlarzy, żaden szlifiarz, ani wytapiacz rogu, nikt taki nie był ani trochę jak on. Żeby to na codzień w życiu pełnem maszyn, grzebieni i szczerbatych talerzy, które z całego dnia czekały na zmycie tłuste i przyschnięte, żeby znalazł się taki Carot, bandyta, silny odważny, a czuły.
Niecodzień pakowali Pelagji chleb w „dalszy ciąg“. Brakowało, albo powtarzało się. Na parterze wciąż jeszcze nie było szlifiarza Pietrzaka, jedynego człowieka podobnego trochę do Carota.

85