Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/90

Ta strona została przepisana.

O jasnym, wiosennym zmroku na Częstochowskiej zaczynały huczeć syreny. Cienka, krótka Nonplusu na koniec roboty i gruba, przeciągła Olkowskiego na drugą zmianę.
Kiedy w pierwszej robił giser Jan Seweryniak, bywało, że pokręcił się koło Nonplusu, aż powoli najpierw z szlifiarni, potem z piętra zaczynali schodzić ludzie. Dziewczyny na samym końcu.
Seweryniak był sportowiec. Miał krótką bliznę nad brwią i małe bystre oczy. Wysoki, mocny, ale niepodobny do Carota. Śmiał się chichotliwie, bezwstydnie i nieprzyjemnie. Przechwalał się. Ale trudno prosto z Nonplusu do domu chodzić. Niedaleko, na Pokornej w oficynce matka zaraz kładła się spać, brat Tomasz w domu nie bywał, jedzenie ciepłe i zgęstniałe czekało w piecyku.
Dzień się kończył jednakowo wcześnie i jednakowo biadoliła matka, żeby na komorne chować, a nie na pantofle. A pantofle Julci scerowane, szramami pęknięć porysowane zaraz rozpadną się.
Nie jutro to za dwa dni. Rozlecą się napewno. Zwyczajnie odpadnie góra od zelówek, Cały dzień w tych samych, ile to już czasu?
Julka mówi: — Zobaczy mama, rozlecą się.
— A mama swoje: — Najpierwsze komorne. —
Nie rozlatują się naprawdę. Niewiadomo jak, ale się trzymają.
Pietrzak Stefan nie przyszedł. Niema poco latać do niego. Nie to nie. Do niczego widać takie ciche

86