Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/91

Ta strona została przepisana.

przeczucie, jakie czasem chwytało. Zato podchodzi Seweryniak.
Idzie koło Julki.
— Dobrywieczór pannie Julci. —
Rozmawiają.
— Na strzelnicy byłem w niedzielę. Ale mi szło powiadam pannie Juli. O, ten znaczek już mam. Bronzowy znak. —
W klapie marynarki błyszczy bronzowy znaczek. Owszem, chłop też niczego, ale gdzie jemu do mądrości Pietrzaka Stefana. Żal zalewa nagle gorzko serce Julki.
Pod podeszwą wyraźnie leżą śliskie, wilgotne kamienie Dzikiej ulicy.
— Na spacer pójdziem se tam — powiada Seweryniak i ledwie Jula kiwa, że owszem, można na spacer, już on pod rękę ją chwyta i przez cienkie bronzowe palto wyraźnie oblepia jej ramię pięć twardych palców gisera.
Na Dzikiej, tam, gdzie małe uliczki sięgają już pustych pól z porzuconemi bez dna garnkami z niebieskiej emalji, wieją zamiejskie, chłodne wiatry.
— Jeszcze jeden taki spacer w tych pantoflach, a na amen pójdą — myśli Julka.
Seweryniak prowadzi ‘ją tymczasem i opowiada jak Kowalska Mela z ich fabryki za nim lata. Powiada niewinnie:
— Jak klajster się przyczepia. Niektóre dziewczyny bez żadnej ambicji. —
Gdzie to takie dziewczyny — myśli Julka — jak

87