Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/93

Ta strona została przepisana.

niak — a wogóle nie przepadam. Towarzyską zabawę lepiej wolę. —
— Zabawę też — potakuje Julka.
Nogi naturalnym ruchem wysunęła już przed siebie. Jest mrok i nie widać pantofli. Ręka gisera powoli, a nieomylnie sięga wyżej. Julka odsuwa się trochę. Niedużo.

Mógł przyjść Pietrzak choć raz pod fabrykę. Żeby chciał. Ale on nie chciał. Do klasztoru iść przez to? Ciężko jest i niewesoło. Czas się wlecze. Serce bije. Jaka to musi być dziewczyna, żeby za nią Pietrzak Stefan chodził?



Z małej, brudnej cukierenki zatelefonował Andrzej do Anny. Z ulicy dzwonił tramwaj, przy stolikach rozmawiano głośno i ręka Andrzeja drżała lekko przy obracaniu tarczy automatu. Potem proszono Annę. W aparacie trzeszczały kroki i szemrały odległe słowa aż zabrzmiał jej głos zdziwiony i — tak., przestraszony.
Spotkali się w małej kawiarni, jak niegdyś, dawno temu, kiedy przestały im wystarczać spotkania na zebraniach. Później przez trzy lata, dzień w dzień obok siebie nie mieli nigdy czasu na podobne spotkania. Dopiero teraz, kiedy zabrakło wspólnego pokoju i leżały między nimi dwa miesiące rozłąki, zobaczyli się znów poprzez blat stolika.
Pocałowała go na przywitanie. Zmarszczył się.

89