Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/96

Ta strona została przepisana.

Chciała opowiedzieć, poruszyła ustami nie znajdowała słów.
— Przezemnie — szepnęła wreszcie — ale tak bardzo nie chciałabym stracić, ty wiesz… ciebie, twojej przyjaźni. —
Nareszcie, nareszcie z bólem, z ulgą zostały powiedziane patetyczne, banalne słowa. Anna mogła umilknąć, Andrzej mógł zrozumieć. Ale on tylko wstrząsnął się i znieruchomiał. Nic się nie stało strasznego, choć, tak się przecież myślało. (Co to będzie, jak to będzie wtedy?)
Nawet powiedziała coś. To było:
— Ah tak… — albo może inaczej. A potem spytał.
— Chcesz już pójść? — Chciała. Przecież trzeba, trzeba było odejść stąd. Przez krótki odcinek ulicy do tramwaju.
Anna nieśmiało dotknęła rękawa palta Andrzeja. Usiłowała jeszcze coś powiedzieć, wytłomaczyć, żeby nie odejść tak straszliwie obco po trzech latach wspólnego życia, jakgdyby kiedykolwiek można było odejść łagodnie i bezboleśnie.
— Wiesz, jednego najwięcej zawsze się bałam w życiu, że je przeżyję całe i nie będę go znała naprawdę. Może dlatego nie umiem się wyrzec, słuchaj.. —
Ale on nieruchomy i chłodny trwał obok. Chyba nie słuchał nawet. Umilkła. Wiedziała sama, wszystkie te słowa zasłaniały tylko prostą prawdę, że coś innego, nie, ktoś inny znalazł się w życiu ich dwojga.
Nocny tramwaj z białym numerem na czarnej,

92