Strona:PL Gustawa Jarecka - Przed jutrem.pdf/98

Ta strona została przepisana.

Ulice wiodły go naprzód, od jednej do drugiej po wyboistym bruku, po szlifowanych cierpliwemi stopami kamieniach, naprzód aż na Stawki.
W myśli zbierał słowa napisanego artykułu o wsi. Tam, gdzie była mowa o codziennem życiu chłopa, o dniach w najstraszliwszej nędzy i brudzie, o krwawych walkach widłami i kłonicą o każdy strzęp ziemi, tam znalazł nagle coś niepotrzebnego — własną rozpacz.
Brzmiała z tych słów jak beznadziejność. Więc wytrwale ze zmarszczonem czołem zaczął w myśli przebierać słowa. Żeby się zwarły, żeby nabrały zgrozy i zabrzmiały jak okrzyk buntu.
— Trzeba przerobić — myślał — jutro od początku.
Kiedy przyszedł na Stawki, Stefan nie spał jeszcze. Uniósł się w ciemności na sienniku.
— Czekałem na ciebie — rzekł półgłosem. — U nas mechanika wezmą, bo maszyny przestawiają. Trzeba żebyś się zgłosił… —
— Żeby z tego co było — ożywił się Andrzej — już mi się przecież wszystko kończy. —
— No, no trza spróbować. A Annie dobrze idzie? — spytał.
— Dobrze — odrzekł szybko Andrzej. — Będzie trzeba spać. —
Stefan odsunął się ku ścianie i ściągnął róg kraciastej poduszki.
Andrzej kręcił się jeszcze wciąż.

94