Strona:PL Gustawa Jarecka - Szósty oddział jedzie w świat.pdf/17

Ta strona została uwierzytelniona.

twień i takie, które już mają troski i obowiązki domowe.
Wandzia pocieszyła się trochę po Łodzi. Tu też zaczynało być zajmująco i można było znaleźć przyjaciółki.
Drzwi się otworzyły i weszła pani z dziennikiem. Dziewczynki rozsypały się po ławkach, a wesoła Gretka, sąsiedka Wandzi z lewej strony, zdołała jej szepnąć prędko:
— Dobrze, że razem będziem siedzieć, nie? — i prędko pod ławką uścisnęła jej rękę.

IV.

Kiedy w południe tatuś wrócił na obiad, Wandzia przywitała go tego dnia wesoło z pomorska:
— Jak ci idzie tatusiu, bo mnie doskonale?
Naprawdę poszło doskonale. Poznała prędko nietylko dziewczynki, ale całe miasteczko, ulice, piękne drogi w stronę trzech jezior, które otaczały miasto. Nad największem z nich było wzgórze, które nosiło nazwę Zamkowej Góry.
Właściwie nie było tam już zamku, tylko stare mury, rozsypane w malowniczą ruinę. Można było tylko zgadywać, jak tu wyglądało niegdyś. Wandzia z triumfem zaprowadziła tam matkę.
— O, widzisz, w murze są jeszcze strzelnice, a fosa wygląda tak samo jak paręset lat temu, tylko wody w niej niema i cały wał jest. Jak myślisz mamusiu, może tu są jakieś zakopane skarby?
Ale mama śmiała się: