Strona:PL Gustawa Jarecka - Szósty oddział jedzie w świat.pdf/19

Ta strona została uwierzytelniona.

— Te co w cyrkusie pokazywali — zagrzewały ją niektóre.
Bo wszystkie wiedziały, że Piotra Baba wdrapała się na kasztan z ulicy Mickiewicza i bezpłatnie z drzewa obejrzała sobie sztuki błaznów z przyjezdnego cyrku Cyganów, który one niewszystkie widziały.
Piotra Baba zaczynała łazić na rękach i tańczyła tak zabawnie, że się klasa na ławkach pokładała ze śmiechu.
Teraz była głośna i wesoła, dumna ze swoich sztuk, tylko na lekcji wywołana, stawała bezradnie w ławce, duża i ciężka z śmiesznym cienkim warkoczykiem, w który zawsze coś wplatały koleżanki z tylnej ławki i oglądała się, czy jej ktoś podpowie.
Ale nawet powtórzyć nie umiała dobrze, przekręcała niedosłyszane słowa i cała klasa pokładała się ze śmiechu, kiedy zamiast szepniętego „król Mieszko”, Piotra Baba mówiła „królestwo”.
Kiedy Wandzia zobaczyła sztuki, śmiała się do łez, wyskoczyła nawet na środek klasy i próbowała przedrzeźniać cyrkowy taniec. Wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Z jednej z ostatnich ławek wyskoczyła w swoim fartuchu, przerobionym z dużego pasiastego, Ojda, czerwona z gniewu jak pomidor i szarpnęła Wandzię mocno za ramię.
— Ty czego się z niej śmiejesz? Taka mądra jesteś, a śmiejesz się. Ona nic nie umi, nie uczy się, duża, a głupia. A one same śmichy. To zrobią, że