Strona:PL Guy de Maupassant - Horla.djvu/010

Ta strona została uwierzytelniona.

ków, ciskające aż do mnie swoje żelazne dźwięki, złagodzone oddalą, i swe spiżowe śpiewy, które mi wiatr przynosi to mocniejsze, to słabsze, w miarę tego czy powiew jego wzmaga się lub cichnie.
Jakiż to był rozkoszny poranek!
Około godziny jedenastej długi sznur okrętów, z małym jak mucha statkiem holowniczym na czele, który charczał z wysiłku i wyrzucał kłęby gęstego dymu, przesunął się przed memi sztachetami.
Po dwu angielskich dwumasztowcach z wzdymającemi się na tle nieba szkarłatnemi pawilonami, przepłynął wspaniały trzymasztowiec brazylijski, cały w bieli, przedziwnie czysty i lśniący. Skłoniłem mu się, nie wiem czemu, tak mi się spodobał od pierwszego wejrzenia.
12. maja. — Od kilku dni mam małą gorączkę; jestem cierpiący a raczej przygnębiony.
Gdzie może być źródło tych tajemniczych wpływów, co przepełniające nas uczucie szczęścia ni stąd ni zowąd obracają w zniechęcenie a ufność naszą zmieniają znagła w rozpacz. Rzekłbyś, że powietrze, niewidzialne powietrze, roi się od niezbadanych mocy, których tajemnej blizkości podlegamy. Budzę się rozradowany, śpiewać mi się chce. — Dlaczego? — Puszczam się na przechadzkę brzegiem rzeki, naraz posępnieję i zabieram się z powrotem, jakby mnie w domu oczekiwało nieszczęście. — Dlaczego?... — Czyżby dreszcz zimna, musnąwszy mi skórę, szarpnął mnie za nerwy i zasępił mi duszę?... A może to kształt