Dlaczego ani jednej ponadto? Czemu się nie pojawiają inne jeszcze drzewa o kwiatach olbrzymich, świetnie zabarwionych, napełniających całe okolice swym zapachem?... Czemu nie ma innych jeszcze żywiołów prócz ognia, powietrza, ziemi i wody?... Jest ich cztery — czterech tylko rodziców-żywicieli istot! Co za ubóstwo! Czemu nie czterdziestu, czterystu, cztery tysiące?... Jakież to wszystko ubogie, liche, nędzne! skąpo odmierzone, sucho pomyślane, ciężko obrobione!... Słoń, hipopotam — ileż w nich wdzięku!... Wielbłąd co za wytworność!...
Ale — powiecie — motyl!... latający kwiat!... Mnie się jednak marzy taki, coby miał ogrom stu wszechświatów, skrzydła — których kształtu, krasy, barw i poruszeń wyrazić nawet nie potrafię... Widzę go przecie.. jak z gwiazdy na gwiazdę przelata, chłodząc je i napawając zapachem przez harmonijny i lekki powiew swego lotu!... A ludy, zamieszkujące przestwór, patrzą, jak płynie, w oczarowaniu i zachwycie!...
Cóż się więc ze mną dzieje?... To on, on, to Horla mnie opętał i budzi we mnie takie myśli! Jest we mnie, staje się moją duszą; zabiję go!
19. sierpnia. — Zabiję go! Udało mi się go wreszcie zobaczyć!... Usiadłszy wczoraj wieczorem przy stole zacząłem udawać, że piszę z wielką uwagą. Wiedziałem naprzód, że będzie krążył dokoła mnie, coraz bliżej, tak blizko, że mógłbym go może