Strona:PL Guy de Maupassant - Horla.djvu/053

Ta strona została uwierzytelniona.

źródełko. Nie trzeba się było wcale natężać, by towarzyszyć myślą temu, co mówił, żaden dwuznacznik nie pobudzał tu ciekawości słuchacza, nie trzymało zainteresowania w napięciu. Konwersacya z nim była raczej wypoczynkiem i nie wzniecała w partnerze ani żywej żądzy odpowiedzi czy też przeczenia, ani zachwytem tchnących potakiwań.
Z równą łatwością zresztą przychodziło replikować jak przysłuchiwać się mu. Odpowiedź zjawiała się na ustach sama przez się, gdy skończył mówić, a słowa płynęły jakby w naturalnem następstwie tego, co przed chwilą powiedział.
Zastanowiła mnie wkrótce pewna refleksya. Znałem go dopiero od kwadransa, a zdawało mi się, że jest jednym z mych najdawniejszych przyjaciół, że wszystko u niego znane mi jest od dawna: jego twarz, ruchy, głos, myśli.
Naraz, po kilku zaledwie chwilach rozmowy wydało mi się, jakby pozostawał w najściślejszym ze mną stosunku. Wszystkie drzwi stanęły pomiędzy mną a nim otworem, i byłbym mu się może zwierzył, gdyby tego zażądał, z rzeczy, o jakich się zazwyczaj mówi tylko najdawniejszym przyjaciołom.
Zaiste — było w tem coś tajemniczego. Owe zamknięte zapory, dzielące jednę istotę od drugiej, jakie czas po kolei usuwa, skoro wzajemna sympatya, powinowactwo gustów, ta sama kultura umysłowa i stałe stosunki przetrzebią je nieco,