ra i prosta, szła za popędem anielskiéj dobroci, nie lękając się ani twoich wrażeń ani swoich uczuć. Sam widok jéj kuzyna, obudził w niéj wrodzone skłonności kobiety; rozwinęły się tém żywdéy, że jéj pojęcie i zmysły już dojrzały zupełnie. Po raz pierwszy przestraszył ją widok oyca; ujrzała w nim pana jéj losu, i rozumiała iż się dopuszcza winy, ukrywając przed nim myśli swoje. Zaczęła chodzić spiesznym krokiem i dziwiła się że oddycha czystszém powietrzem, że promienie słońca są dzisiaj bardziéj ożywiającemi, że z nich czerpa moralne ciepło i nowe życie.
Gdy myślała jakimby sposobem dostać masła, wszczęła się między Barbarą i panem Grandet kłótnia, tak rzadko zdarzająca się między niemi, jak jaskółki w zimie. Opatrzony pękiem kluczy, starzec poszedł wydać żywność na cały dzień.
— »Czy zostało co z wczorajszego chleba? rzekł do Barbary.
Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/103
Ta strona została przepisana.