Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/108

Ta strona została przepisana.

chną wódka kolońską. Ach! jak to śmiesznie.
— Śmiesznie! rzekł Grandet, zdaje ci się śmieszną rzeczą, wydawać na buty więcéj pieniędzy, niżeli wart jest ten który je nosi?
— »Panie rzekła, czy nie każesz ugotować zupy ze dwa razy na tydzień z powodu przybycia....
— Tak jest.
— Czy mam pójśdź do jatek?
— Nie, zrobisz nam rosoł z drobiu. Dzierżawcy opatrzą nas w niego podostatkiem. Ale, muszę powiedziéć leśniczemu aby zastrzelił parę kruków. Z tej zwierzyny jest najlepszy w świecie rosół.
— »Czy to prawda panie, że one jedzą trupów?
— »Głupia jesteś Barbaro, jedzą to co znajdą. A my czyliż nie żyjemy umarłemi. A czemże są spadki?
Ojciec Grandet rozporządziwszy wszystko, spojrzał na zegarek, a widząc że jest jeszcze pół godziny do