— »Czyliżbyś go już kochała? To byłoby źle.
— „Źle! powtórzyła Eugenia, a to dla czego? Podoba ci się, podoba się Barbarze, dla czegóżbymnie się nie podobał? Słuchaj mamo, nakryjmy dla niego do śniadania.
Porzuciła robotę, jéj matka uczyniła toż samo, mówiąc. »Jesteś szalona!...
Ale sama usprawiedliwiała córkę, podzielając jéj płochość.
Eugenia zawołała na Barbarę.
— „Czegóż pannie jeszcze potrzeba?
— »Barbaro, będziesz miała śmietankę na południe?
— »O! tak, będzie na południe, odpowiedziała stara służąca.
— „A więc zrób tęgą kawę; pan de Grassins mówił że robią tęgą kawę w Paryżu. Wsyp jéj wiele.
— »A zkądże jéj wezmę?
— »Kup.
— „A ieżeli mię spotka jegomość?
— »Jest na łąkach.
— »Biegnę. Ale pan Grondard spytał się czyli trzéj
Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/119
Ta strona została przepisana.