Ta strona została przepisana.
— »Mój ojciec idzie, rzekła Eugenia.
Wzięła cukierniczkę, zostawiwszy parę kawałków cukru na obrusie. Barbara zabrała talerz z jajami. Pani Grandet zerwała się przestraszona. Ten paniczny przestrach, zadziwił Karola.
— »Cóż ci to jest? zapytał się.
— »Mój ojciec! rzekła Eugenia.
— »I cóż?
Pan Grandet wszedł, spojrzał na stół, na Karola i zobaczył wszystko.
— »Hą! ha! uraczyliście mego synowca. To dobrze. Kiedy kot biega po dachach, myszy tańcują po pokoju.
»Uraczyli! pomyślał Karol, nie mogąc dorozumieć się sposobu życia i obyczajów tego domu.
— »Podaj mi szklankę Barbaro, rzekł stary.
Eugenia przyniosła szklankę. Pan Grandet wyjął z kieszonki nożyk w róg oprawny, ukroił kawałek chleba, lekko pociągnął go masłem i jadł