Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/138

Ta strona została przepisana.

ciężkie skargi, jak gdyby z pod ziemi wychodzące, ustały dopiero wieczorem, osłabnąwszy stopniami.
— »Biedny młodzieniec! rzekła pani Grandęt.
Nieszczęśliwe wykrzyknięcie! Stary spojrzał na żonę, na Eugenią, i na cukierniczkę, a przypominając sobie nieszczęśliwe śniadanie przygotowane dla biednego kuzyna, stanął w środku sali.
— »Ha! spodziewam się: rzekł ze zwyczajną spokojnością: że zaprzestaniesz téj szczodrobliwości mościa pani Grandet. Nie po to daję ci MOJE pieniądze: abyś pasła cukrem tego młodego trzpiota.
— »Moja matka wcale temu niewinna, rzekła Eugenia: ja to sama...
— »Czy dla tego że jesteś pełnoletnia, rzekł Grandet przerywając córce, chciałabyś sprzeciwiać się mojéj woli? Pamiętaj Eugenio!...
Mój ojcze, synowi twego brata nic nie powinno brakować.