Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/142

Ta strona została przepisana.

— »Ach mój ojcze! mój kochany ojcze! jakżeś jest dobry!
To uściśnięcie zawstydziło pana Grandet, albowiem sumienie udręczało go trochę.
— »Czy wiele potrzeba czasu na zebranie miliona? zapytała się.
— »Tam do kata! rzekł bednarz: wiesz co jest luidor, trzeba pięćdziesiąt tysięcy luidorów na jeden milion.
— »Mamo, będziemy odprawiać nowennę za niego.
— »Myślałam o tém, rzekła matka.
— »Tak, tak, próżny wydatek. Czy mniemacie, że tu są tysiące i sta?
W téj chwili, jęk jeszcze bardziej przytłumiony i żałośniejszy niż inne, rozległ się po całym domu i strachem przeniknął Eugenią, i pannę Grandet.
— »Barbaro, rzekł pan Grandet, pójdź zobacz, czyli się nie zabija.
— »A wy obie: mówił dalej obracając się do żony i córki, które na jego słowa zbladły z przestrachu: nie