Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/181

Ta strona została przepisana.

szłość należała do nich. To słodkie wzruszenie, tém rozkoszniejsze było dla Karola pośród jego zmartwień tak ciężkich, iż się go wcale nie spodziewał.
Zapukanie do drzwi, przywołało obie kobiety na ich miejsca, i szczęściem zdołały zasiąśdź już do roboty, kiedy wszedł pan Grandet. Gdyby je spotkał w sieni, byłby nowe powziął podejrzenia. Po śniadaniu, przyszedł leśniczy któremu dotąd nie dano przyobiecanéj nagrody; przyniósł zająca, kuropatwy ubite w zwierzyńcu, węgorza i dwa szczupaki należne od młynarzy.
— »Ho! ho! biedny Cornoiller, jak się masz? czy to dobre dojedzenia?
— »Tak jest mój kochany panie, ta zwierzyna ma dopiero dwa dni.
— »Barbaro, weź, będzie to na obiad; zaprosiłem braci Cruchot. Barbara wytrzyszczyła oczy i spojrzała zdumiona.
— »Dobrze, rzekła, ale skądże wezmę słoniny i korzeni?