Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/227

Ta strona została przepisana.

— »Biedne dziecię! rzekł Karol stawiając jedną nogę w pokoju Eugenii i opierając się plecami o ścianę: mój ojciec byłby go prosił o pomoc i nie zostawałybyście w takim niedostatku; żyłby inaczéj.
— »Ale ma Froidfond.
— »Ileż wart jest Froidfond?
— »Nie wiem; ale ma Noyers.
— »Lichy zapewne folwarczek!
— »Ma łąki i winnice.
— »Nędzota! rzekł Karol pogardliwym tonem. Gdyby twój ojciec miał przynajmniéj dwadzieścia cztery tysiące liwrów dochodu, czyliżby mieszkał w tej zimnej i pustéj izbie? przydał, wchodząc daléj.
— »Tu więc będą moje skarby: rzekł, wskazując na starą komodę, dla pokrycia swojéj myśli.
— »Idź spać: rzekła, nie dozwalaiąc mu wnijśdź daléj. I pożegnali się wzajemnym uśmiechem. Odtąd, kilka kwiatów rozpogodziło żałobę Karola.