genia przyniosła matce toaletkę Karała. Obie, pod czas niebytności pana Grandet, w obrazie matki Karola, widziały jego własny obraz.
— »To jest ze wszystkiém jego czoło i usta! mówiła Eugenia, w chwili, gdy bednarz drzwi otworzył.
Widząc z jakim wyrazem starzec spojrzał na złota: pani Grandet zawołała. »Boże! miej litość nad nami.
Stary rzucił się na toaletkę, jak tygrys rzuca się na uśpjone dziecię.
— »Cóź to ma bydź? rzekł porywając skarb, i niosąc go do okna.
»Złoto! czyste złoto! zawołał, wiele złota! waży przynajmniéj trzy albo cztery funty. Ach! Karol dał ci to w zamian za twoje piękne dukaty? I czemużeś mi tego nie powiedziała? to jest dobry interess coruniu. Jesteś moją corunią, poznaję cię.
Eugenia drżała jak listek.
— »Nie prawdaż? to jest toaletka Karola? mówił stary.
— »Tak jest ojcze, jest to święty depozyt.
Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/306
Ta strona została przepisana.