rzę jego słowu i pod ochroną jego imienia, przebywać będę niebezpieczeństwa życia. Nie zechcesz uczynić mię nieszczęśliwą.
Prezydent, z bijącém sercem od radości i wzruszenia, padł do nóg bogatéj dziedziczki.
— »Będę twoim niewolnikiem! rzekł.
Gdy mieć będziesz pan pokwitowanie: rzekła, oziębłe spojrzenie rzucając na niego: oddasz je z tym listem panu Karolowi Grandet. Za powrotem pana, dotrzymam słowa.
Prezydent zrozumiał iż winien jest rękę panny Grandet przekorze miłosnéj. Dla tego też, pospieszył wykonać jéj rozkazy, żeby się nie poznali kochankowie.
Po jego odejściu, Eugenia zalała się łzami. Już się wszystko skończyło!
Prezydent zaspokoił wszystkich wierzycieli w imieniu famillii Grandet: co było najbardziéj zadziwiającém zdarzeniem dla kupiectwa paryzkiego.
Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/361
Ta strona została przepisana.