Ta strona została przepisana.
miany i czarny fartuszek. Rzadko wychodząc z domu, nie wiele darła trzewików, krótko mówiąc, nigdy nic nie żądała dla siebie.
Dla tego też, pan Grandet wzruszony niekiedy zgryzotą, i przypominając sobie, jak dawno już nie dał sześciu franków zonie, zastrzegał zawsze dla niéj na szpilki, przedając coroczne winobranie.
Cztery albo pięć luidorów, ofiarowane przez nabywców winobrania, tworzyły najczystszy dochód pani Grandet.
Ale gdy dostała te pieniądze, mąż często do niej mawiał, iak gdyby mieli wspólną kassę.
»Daj mi kilka soldów.
A biedna kobieta, uradowana iż może co uczynić dla człowieka, którego uważa jako swego władcę i pana, oddawała mu w ciągu zimy, kilka talarów z owych pieniędzy na szpilki.