Kiedy pan Grandet wyjmował z kieszeni sztukę pięcio-frankową, przeznaczoną co miesiąc na drobne wydatki, nici, igły i toaletę córki, nie omieszkał nigdy, zapiąwszy surdut, zapytać się żony.
— »A ty matko! czyli chcesz czego?
— »Mój przyjacielu! odpowiadała pani Grandet, ożywiona uczuciem macierzyńskiéj godności: zobaczymy to późniéj.
Ale była to daremna bezinteresowność. Pan Grandet rozumiał, że jest bardzo wspaniałomyślnym dla żony.
Po tym obiedzie, przy którym po raz pierwszy była mowa o zamęźciu Eugenii, Barbara zapaliwszy ogień, poszła po butelkę piwa do pokoju pani Grandet i ledwie nie upadła na schodach.
— »Gapo! zawołał pan Grandet: czy się wywrócisz?
— »Panie! bo te schody ruszają się.
— »Prawdę mówi, rzekła pani Grandet, Eugenia ledwie sobie nogi nie wywichnęła.
Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/44
Ta strona została przepisana.