Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/55

Ta strona została przepisana.

— »Cóż to jest u licha? zawołał pan Grandet.
Barbara wzięła świecę i poszła do bramy, razem z panem Grandet.
— »Grandet! Grandet! krzyknęła jego zona, i powodowana trwogą, poskoczyła ku drzwiom.
Wszyscy spojrzeli na siebie.
— »Pójdźmy tam, rzekł pan de Grassins. To pukanie nie podoba mi się.
Ledwie mógł dostrzedz postaci młodego człowieka, za którym posługacz pocztowy przyniósł dwie ogromne paki i mantelzak. Pan Grandet żywo obrócił się ku żonie i rzekł:
— »Pani Grandet, wróć do loteryi, ja sam rozmówię się z tym panem. I zamknął drzwi od sali. Wzruszeni gracze usiedli na miejscach, ale nie ciągnęli loteryi.
— »Czy to jest kto z Saumur, panie Grassin? rzekła jego żona.
— »Nie, to jakiś podróżny.
— »Musiał przyjechać z Paryża?