Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/57

Ta strona została przepisana.

dwóch soldów na stawkę, szepnęła mu do ucha:
— »Będzieszli cicho? niezgrabiaszu!
W téj chwili pan Grandet wszedł, bez dużéj Barbary, której stąpanie i posługacza słychać było na schodach. Za nim wszedł podróżny, co przed chwilą wzbudził tak wielką ciekawość i tak zajął wyobraźnią, iż jego przybycie do tego domu i spadnięcie wśród tego świata, jedynie możnaby porównać ze zjawieniem się ślimaka w ulu, albo pawia między kurami.
— »Siadaj przy kominku, rzekł pan Grandet.
Ale nieznajomy wprzódy ukłonił się zgromadzeniu. Mężczyźni wstali, kłaniając sic na wzajem; kobiety grzecznie go przywitały.
— »Zapewne pan zziąbł, rzekła pani Grandet, przyjeżdżasz może...
— »Otóż są kobiety! rzekł stary Grandet, przerywając sobie czytanie listu: zaczekajże, niech ten pan odpocznie.