Strona:PL H Balzac Eugenia Grandet.djvu/97

Ta strona została przepisana.

tym widoku, wprzódy tak pospolitym dla niéj. Tysiące pomieszanych myśli powstawało w jéj duszy i wzrastało razem z wrastającém światłem słońca. Uczuła nareście tę rozkosz niewymowną, która otacza istotę moralną, jak mgła otaczałaby istotę fizyczną. Jéj myśli zgadzały się z szczegółami tego dziwnego krajobrazu, a harmonia jej serca sprzymierzyła się z harmonią natury.
Gdy słońce wzbiło się nad mury ogrodu, z których spadały różnobarwne liścia bluszczu, boskie promienie nadziei oświeciły przyszłość Eugenii i odtąd polubiła ten mur: te zwiędłe kwiaty i liście, gdyż mieszało się z niemi wspomnienie tak lube, jak wspomnienie lat dziecinnych. Szmer każdego liścia spadającego z gałązki na to ciche podwórze, odpowiadał tajemnym zapytaniom serca Eugenii:byłaby przez cały dzień tak siedziała, nie postrzegając bynajmniéj iż upływają godziny.