Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/102

Ta strona została przepisana.

— Nie, także ze względu na serce, jakie ma ta dziewczyna. To nawet główna rzecz. Boże mój, powiadam!
Położyła rękę na własnem sercu, pod rozchylonym penjuarem. Wywróciła przytem oczy do nieba, a jej podwójny podbródek kołysał się ze wzruszenia.
— Ona się przecież często zakrawa w palec, z czystej miłości bliźniego! To pewnie pochodzi stąd, że ojciec jej był pielęgniarzem. I czy pan uwierzy czy nie, Róża miała zawsze słabość dla starszych panów. I nietylko dla tego...
Potarła kciuk i palec wskazujący.
— Ale że takie już ma serce. Gdyż starszym panom najbardziej potrzeba miłosnego traktowania... Niekiedy jest rzeczywiście poczciwsza, niż pozwala policja. Wie pan, ja ją przecież znam od dziecka. Ode mnie usłyszy pan wszystko z pierwszej ręki.
Usiadła na brzegu stołu, wcisnęła Unrata między swoją potężną osobę a poręcz jego krzesła, jakby go brała zupełnie w posiadanie i spowijała w atmosferę tego, co opowiadała.
— Kiedy ta dziewczyna nie miała jeszcze szesnastu lat, chodziła już do panoptikum i do artystów, którzy tam pracowali. Rozumie pan, co to jest artystka z urodzenia... Ano, więc był tam pewien starszy pan, który ją chciał wykształcić. Zna się przecież to wykształcenie, zaczyna się ono od samego początku, od Adama i Ewy i od kwaśnego jabłka. Kiedy je już przełknęła, przychodzi do mnie i wyje. Ja mówię naturalnie, ty, temu staremu nałożymy zaraz wędzidło, ty przecież dopiero za dwa i pół tygodnia kończysz szesnaście lat, będzie musiał brząkać, aż mu tchu nie starczy. Ale ona nie chce! Czy to kto kiedy słyszał. Za wiele miała litości dla tego starca, nie