Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/106

Ta strona została przepisana.

Artystka boleśnie pokiwała głową.
Gruba kobieta wstała od toalety, aby ją poprzeć. Nosiła wydekoltowaną czerwoną bluzkę. Była wykończona i miała znowu wczorajszą połyskliwą cerę.
— Dlaczego nie pomaga pan panience zdjąć palta? — rzekła. — Czy to sposób postępowania, gdy dama prosi pana o coś?
Unrat począł szarpać rękaw Róży. Rękaw nie ustępował i artystka Fröhlich zachwiała się w ramiona Unrata; poczem profesor znieruchomiał bezradnie.
— Tak pan to musi zrobić... — i tęga kobieta pouczyła go. Małżonek jej zbliżył się bezgłośnie, już w trykotach, z wężowatem nabrzmieniem tłuszczu od jednego biodra do drugiego i owłosioną brodawką na szyi. Podsunął Unratowi pod nos mały arkusik gazety.
— To pan musi przeczytać, panie profesorze, ten dopiero daje tej bandzie.
Unrat przybrał natychmiast minę rzeczoznawcy, do której upoważniało go wszelkie słowo drukowane. Poznał socjaldemokratyczny dziennik miejscowy.
— Więc tedy zobaczmy, — odpowiedział, — jak to — zawsze raz poraz — ma się z tem sprawa.
— Akurat pensje nauczycielskie, — rzekł artysta. — Wczoraj dopiero mówiłem o tem.
— Ach, co tam, — zadecydowała kobieta i zabrała Unratowi gazetę. — Pensji on ma dosyć, potrzeba mu zupełnie czego innego. To nie twoja rzecz, ruszaj no do tego kochanego bydełka.
Sala wyła, wrzeszczała, gwizdała poprzez grzmot fortepianu. Kiepert usłuchał. Przybrał natychmiast ów zachwycony sobą wygląd, który już wczoraj wprawił Unrata w zdumienie, i tanecznym krokiem wybiegł na salę, która pochłonęła go z wrzawą.