Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/109

Ta strona została przepisana.

Zastanowił się i rzekł wreszcie, że w tych czarnych — w tym czarnym stroju wydawała mu się jeszcze ładniejsza.
— Mały prosiaczku, — rzekła artystka Fröhlich.
Gorset był w porządku... Gusta miała również powodzenie, razem z Kiepertem.
— Ale teraz na mnie kolej, — rzekła znowu artystka Fröhlich, — Tylko sobie twarz zrobię.
Usiadła przed lustrem, szybko poczęła lawirować palcami pośród flaszeczek, tubek, kolorowych laseczek. Unrat widział tylko, że jej szczupłe ramiona nieustannie migały w powietrzu, a przed jego oszołomionemi oczyma tworzyła się zawikłana gra różowo-bladożółtych linij, które powstawały, zmieniały się, i z których każda, zanim się jeszcze zupełnie rozwiała, już zastąpiona była przez następną. Musiał brać ze stołu nieznane przedmioty i podawać jej. Przy swojej gorączkowej pracy miała jeszcze czas tupać nogą, gdy przynosił coś niewłaściwego, i łaskotać go spojrzeniem, gdy trafiał na żądany przedmiot. Niepodobna było nawet zaprzeczyć, że oczy jej osiągały zdolność łaskotania w coraz silniejszym stopniu. Unrat nie mógł już wreszcie dopuścić wątpliwości co do tego, że pochodziło to od ołówków, które jej podawał, a któremi obwodziła oczy; od czerwonych plam w kącikach, czerwonych kresek pod brwiami i czarnych, tłustych, które malowała sobie na powiekach.
— Jeszcze tylko usta zmniejszyć, — zapowiedziała.
I nagle ujrzał jej wczorajszą twarz, kolorową twarz. Teraz dopiero siedziała przed nim właściwa artystka Fröhlich. Widział, jak powstawała i teraz to dopiero spostrzegł. Rozwarł się przed nim prze-