lotny widok do kuchni, w której robi się piękno, rozkosz, duszę. Był rozczarowany i wtajemniczony. Pomyślał: „Więc to nic więcej?“ i zaraz potem: „To przecież wspaniałe!“ Serce biło mu — a tymczasem artystka Fröhlich ścierała sobie ręcznikiem z dłoni kolorowe tłuszcze, które to bicie serca spowodowały.
Potem umocowała we włosach wczorajszy wygięty diadem... Sala ryczała. Artysta Fröhlich wzruszyła w tę stronę ramionami i zapytała, zmarszczywszy brwi:
— Czy wydało się to panu może piękne?
Unrat nie słyszał nic.
— No, ale teraz panu pokażę. Śpiewam dzisiaj coś śmiertelnie poważnego, dlatego też wkładam długą suknię... Niech mi pan poda tę zieloną.
Unrat musiał przedzierać się pierw z prawej i lewej strony przez części garderoby, aż poły jego fruwały. Wreszcie znalazł zieloną suknię; w ciągu sekundy stała przed nim artystka w bajecznych fałdach, bez wcięcia w talji, nieco tylko ściągnięta girlandą z róż... Spojrzała na niego, Unrat nie powiedział nic; ale z twarzy jego była zadowolona. W wielkim stylu skierowała się do drzwi. Tuż przed drzwiami odwróciła się, gdyż przypomniała sobie o sporej plamie tłustej ztyłu, którą Unrat obserwował teraz.
— Tego przecież tym małpom nie potrzebuję pokazywać, prawda? — oświadczyła z bezgraniczną pogardą. Potem ukazała się łaskawie w szeroko otwartych drzwiach. Unrat odskoczył, można go było zobaczyć.
Drzwi pozostały nawpół otwarte. Na sali wołano:
— HDo licha jasnego!“ i „Jedwabna zielona suknia“ i „Kogo stać, to mu długie ogony wiszą!“
Śmiano się też.
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/110
Ta strona została przepisana.