woną firanką nie było twarzy. I podniecony pragnieniem zmierzenia się z Lohmannem:
— Moja droga — więc jednak wszelako — pani, z pewnością obcowała pani jeszcze wczoraj wieczorem z tymi młodzieńcami?
— A dlaczego pan tak wcześnie odszedł? Cóż miałam robić, kiedy tamci wdarli się tutaj? Ale powiedziałam im prawdę, szczególnie temu jednemu...
— No, to dzielnie... A dzisiejszego wieczora, przybywając do tej gospody, napewno — zawsze znowu raz poraz — spotkała pani przed domem tych trzech uczniów?
— Co mię niezmiernie uszczęśliwia.
— Droga pani, jeżeli nie może się pani obywać bez kwiatów i szampana, będzie je pani otrzymywała ode mnie, Jest rzeczą niedopuszczalną, aby pani wchodziła w posiadanie tych rzeczy przez uczniów.
I zarumieniony nagle, ożywiony, z zagadkowo zaostrzonym zmysłem obserwacyjnym, pojął Unrat zupełnie niespodzianie, że pod „bzdurą tego głupiego chłopaka“, której artystka Fröhlich nie chciała więcej śpiewać, miała ona na myśli swoją piosenkę o okrągłym księżycu i że piosenka ta jest dziełem Lohmanna, Oświadczył:
— Nietylko piosenki o okrągłym księżycu nie będzie pani więcej śpiewała. Wogóle nie będzie pani więcej śpiewała piosenek ucznia Lohmanna!
— A jeżeli ja jego nie znoszę, — zapytała uśmiechając się, ciągle oddołu, — to czy pan będzie mi pisał piosenki?
Na to nie był Unrat przygotowany. Zapewnił jednak:
— Zobaczę, co się da zrobić.
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/118
Ta strona została przepisana.