— Tak, widzi pan. I wogóle — wiele się daje zrobić. Tylko trzeba wpaść na to.
I podsunęła mu twarz z wyciągniętemi w ciup ustami.
Ale Unrat nie wpadł na to. Spoglądał na nią bezradnie i z nieokreśloną nieufnością. Artystka zapytała:
— Poco pan tu właściwie jest?
— Uczniowie nie powinni... — zaczął Unrat.
— No, dobrze... — Szarpała ręką suknię. — Muszę włożyć coś krótkiego. Może się pan okazać użyteczny.
Unrat uczynił to. Tęga para powróciła spragniona od swoich triumfów. Jedna jeszcze tylko z butelek zawierała pół kieliszka. Kiepert oznajmił gotowość sprowadzenia nowego zapasu. Unrat poprosił go o to. Artystce Fröhlich nalano jeszcze szybko, potem musiała śpiewać. Okryła się sławą. Szampan był słodszy, Unrat coraz szczęśliwszy. Do następnego numeru artysta wyszedł na rękach i zdobył nieposkromione brawa. Stale odtąd używał tego sposobu poruszania się. Temperament artystki Fröhlich wzmagał się za każdym występem i spotykał się z coraz burzliwszem uznaniem. Unrat nie mógł sobie jej wyobrazić, że będzie musiał wstać kiedyś z krzesła. Ostatni goście odeszli już. Artystka Fröhlich rzekła jeszcze, tryskając żądzą życia:
— Tak żyjemy na codzień, profesorku. W niedziele robimy to jeszcze przemyślniej.
I zaraz potem wybuchła łkaniem, Unrat patrzał zdumiony i przez zasłonę, jak wcisnęła nos między leżące na stole ramiona i jak jej wygięty diadem spadł z głowy.
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/119
Ta strona została przepisana.