Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/123

Ta strona została przepisana.

— Łajdak! Jeżeli go jeszcze raz —!
Erztum wstydził się dokończyć swojej przechwałki. Niemo zgrzytał zębami w jarzmie szkoły. Większym wstrętem niżeli Unrat napawała go własna bezsilność. Nie był godzien Róży!...
Wśród wałęsania się uczniów Kieselack przecisnął się do dwóch współwtajemniczonych i skrzywiwszy usta szepnął za ręką, w okrutnej radości:
— Człowieku, on przecież wpada, powiadam wam, okropnie wpada!
Zanim odszedł, zapytał jeszcze szybko:
— Pójdziecie tam znowu?
Dwaj koledzy wzruszyli ramionami. To była rzecz tak naturalna, że aż godna pogardy.

Dla Unrata było to obowiązkiem, a obowiązek ten stawał się codzień radośniejszym, w miarę jak się zadomawiał u artystki Fröhlich. Aby Lohmann nie mógł go uprzedzić, był zawsze pierwszy w Błękitnym Aniele. Porządkował przedmioty na toaletce, wyszukiwał najczystsze halki i majteczki, co trzeba było cerować, odkładał na osobne krzesło. Artystka Fröhlich zjawiała się późno, gdyż poczęła polegać na Unracie. Nauczył się wnet czynić swe szare palce zupełnie ostremi i rozwiązywać niemi supły, nauczył się poprawiać jej kokardy, wyciągać szpilki z kryjówek na jej ciele. Gdy się szminkowała, różowo-bladożółta gra jej szybkich ramion zwolna stała się dlań szeregiem zrozumiałych chwytów. Począł się orjentować na palecie jej twarzy, nauczył się nazw i zastosowania kolorowych laseczek i butelek, puszków i pudełek, naczyń i tubek z tłuszczami, cicho