milczała; — a szczególne uczucie poświęcał jej, gdy rzęziła z zadowolenia, ponieważ artystka Fröhlich skłoniła się przed nią nisko, ukazując jej hojnie wycięcie swego stanika. Wówczas przeżywał Unrat świerzbiący lęk...
Oto, niby rzucona wichrem oklasków, wpadła do garderoby, a Unrat mógł jej zarzucić płaszcz wieczorny i przypudrować nieco szyję.
Odczuwał przytem jej humory. Zależnie od tego, czy łaskawie podała mu ramiona, czy też rzuciła mu puszek od pudru prosto w twarz, że nic już nie widział, zaczynała się dla Unrata dobra albo zła godzina. Spojrzenia jego pod powierzchnię kobiecą sięgały głębiej, niżeli do miejsca, gdzie się kończyły suknie. Doszedł do przeświadczenia, że wraz z tkaninami; i pudrami można niemal i duszę namacać i powąchać; że pudry i tkaniny są już nie o wiele mniej, niż duszą...
Artystka Fröhlich okazywała się wobec niego to niecierpliwa, to uprzejma. A najbardziej wytrącało go z równowagi, gdy z nieprzewidzianem drgnieniem przypominała sobie o swojej uprzejmości. Czuł się daleko bardziej zakłopotany, gdy go łajała... Ale przypominała sobie od czasu do czasu pewien plan traktowania go, którego wykonanie niezmiernie ją nudziło; pewne reguły postępowania, które przyjęła i którym się poddawała, ale bez szczerego przekonania. Wówczas siadała, z małą wycieczką w sentymentalizm i z miną, jakby siedziała u jego stóp; miną, jaką trzeba przybierać, gdy się chce coś wskórać u poważnego mężczyzny... Ale wnet — i przynosiło to Unratowi ulgę, chociaż nie zdawał sobie sprawy, dlaczego — spychała go znowu z krzesła, niby stos halek.
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/125
Ta strona została przepisana.