— Do licha, ta baba złości człowieka, że się sinych plam dostaje!
Załamała ręce.
— Rzeczywiście, — dodała, opanowując się, — ta osoba okropnie mi działa na nerwy.
Zatrzymując się, z rozpaczą:
— Że też pan nie zna litości!
I Unrat uczuł nagle brzemię narastającego codziennie i prawie niepostrzeżenie długu wobec niej, a nie uczuł sił, aby się tego długu pozbyć.
Póki trwała piosenka marynarska, artystka Fröhlich kręciła się jęcząc po garderobie.
— Zaraz się skończy!... Zawsze przecież mówiłam, że jeszcze to kiedyś tym grubasom obrzydzę. Czy nie mówiłam? A teraz się skończyło.
I zaledwie małżonkowie Kiepert ukończyli pieśń niemieckich bohaterów morza, artystka Fröhlich wyszła wojowniczo i zaskrzeczała na przejętą jeszcze patrjotyzmem salę:
„Mein Mann der is’n Schiffskaptän
Woll auf die deutsche Flott,
Un wenn er duhn nach Hause kommt,
Dann haut er mir die —“[1]
Początkowo wszyscy zdrętwieli; potem oburzyli się hałaśliwie; wreszcie uświadomili sobie komizm kontrastu. Artystka Fröhlich zwyciężyła w swojem
- ↑ „Mój mąż jest kapitanem okrętu w niemieckiej flocie, a gdy wraca do domu...“ Niedokończony wiersz ostatni nie nadaje się do przetłumaczenia.