Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/149

Ta strona została przepisana.
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Kieselack otworzył z zewnątrz drzwi sali, przytknął niebieską łapę do ust i wydał stłumiony gwizd. Natychmiast wyszli Erztum i Lohmann.
— O człeku, pędź! — krzyknął Kieselack każdemu i z zachęcającemi gestami potańczył przed nimi zpowrotem, aż do końca bramy w kierunku schodów.
— Więc już tak daleko zaszło!
— Co już tak daleko zaszło? — zapytał Lohmann obojętnie — chociaż wiedział doskonale i fakt ten trzymał go w napięciu.
— Są już nagórze, — szepnął Kieselack ze skrzywionemi ustami. Zdjął buciki i zakradł się po trzeszczących płaskich schodach drewnianych o żółtej poręczy. Zaraz na pierwszym niskim pomoście znajdowały się drzwi; Kieselack znał je. Schylił się do dziurki od klucza. Po chwili kiwnął niemo i gwałtownie, nie odsuwając się od dziurki.
Lohmann wzruszył ramionami i pozostał u stóp schodów obok Erztuma, który z otwartemi ustami wybałuszył oczy.
— No, jak się czujesz? — zapytał Lohmann wyrozumiale.
— Bóg świadkiem, nie wiem już, co się dzieje, — rzekł von Erztum. — Nie sądzisz chyba, że się tam coś dzieje? Ten Kieselack stroi oczywiście figle.