krzyczał, a jednak pozostał na drugi rok. Pierwszy ułatwił Unratowi zadanie przez brak zdolności, drugi przez lenistwo.
Następnej późnej jesieni zdarzyło się pewnego przedpołudnia o jedenastej, podczas przerwy przed wypracowaniem klasowem o Dziewicy Orleańskiej, że von Erzum, który ciągle jeszcze nie zapoznał się bliżej z dziewicą i przewidywał katastrofę, w napadzie ociężałej rozpaczy szarpnął okno i na chybi-trafi krzyknął dzikim głosem w mgłę:
— Plugastwo!
Nie wiedział, czy profesor jest w pobliżu, i było mu to obojętne. Biednego, barczystego junkra ziemiańskiego uniosła tylko potrzeba udzielenia jeszcze krótkiej swobody swemu głosowi, zanim będzie musiał na dwie godziny pochylić się nad białym arkuszem papieru, który był pusty, i pokrywać go słowami ze swej głowy, która była również pustaW istocie jednak Unrat przechodził właśnie przez dziedziniec. Gdy uderzyło go słowo, krzyknięte z okna, wykonał zygzakowaty skok. We mgle rozróżnił kanciasty kontur von Erztuma. Na dziedzińcu nie było ani jednego ucznia, do nikogo nie mógł von Erztum krzyknąć tego słowa. „Tym razem“, pomyślał Unrat triumfalnie, „mnie miał na myśli. Tym razem mogę mu dowieść!“
W pięciu skokach przesadził schody, szarpnął drzwi klasy, przebiegł szybko między ławkami, i wpijając się w katedrę, wskoczył na schodki. Stanął tam drżąc i musiał zaczerpnąć oddechu. Uczniowie powstali na jego powitanie, a najwyższa wrzawa zatonęła nagle w milczeniu, które formalnie ogłuszało.
Spoglądali na swego wychowawcę, jak na niebezpieczną bestję, której niestety nie wolno było zabić
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/15
Ta strona została przepisana.