Był poprostu odmłodzony. Z krawatem za uchem, kilkoma guzikami odpiętemi i skłębionemi resztkami fryzury miał w sobie coś wytrąconego z kolei, upadłe zwycięskiego, niezręcznie pijanego.
Róża Fröhlich, przytulona do niego, wisząca nad stołem, miała w sobie coś miękkiego, znużenie-ciepłego, dziecięcego. Wygląd jej był obelgą dla każdego niezainteresowanego mężczyzny, gdyż był aż nazbyt zdecydowanym triumfem Unrata.
Trzej przybysze spostrzegli to doskonale; Kieselack począł nawet obgryzać paznogcie. Kiepert, który mniej zdawał sobie z tego sprawę, uporał się ze swemi niewyraźnemi uczuciami przez to, że hałaśliwie przypijał do wszystkich. Tęga kobieta zachwycała się nieustannie szczęśliwą odmianą Róży i powszechnem świętem pojednania.
— A pańscy uczniowie, panie profesorze, także się z nami cieszą. Ostatecznie widać, że ci młodzi panowie są do pana bardzo przywiązani.
— Wszelako więc owszem, — rzekł Unrat. — Wydaje się istotnie, że niezupełnie pozbawieni jesteście zmysłu piękna i dobroci.
I uśmiechnął się szyderczo.
— No, Kieselack — zawsze raz poraz — jesteś znowu? Zdumiony jestem tylko, że za sprawą czujności swojej babki nie utraciłeś możności opuszczenia domu... Uczeń ten posiada mianowicie babkę, która nie wzdraga się udzielać mu chłosty, — rzekł do artystki Fröhlich, w zamiarze poniżenia Kieselacka w jego godności męskiej.
Kieselack był jednak pewien, że innemi zupełnie środkami niżeli godność męska osiągnął u artystki
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/154
Ta strona została przepisana.