Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/163

Ta strona została przepisana.

wanej moralności: do wiecznej ucieczki pobitych. Lohmann gardził nią, chociaż i on tak źle wyszedł dzisiaj z walki.
Powiedział:
— Głupio było z naszej strony pójść tam i przypuszczać, że moglibyśmy go wprawić w zmieszanie. Powinniśmy się byli zastanowić, że on jest ponad tem. Wtajemniczonymi jego jesteśmy dawno. Nieraz się już tu z nim spotykaliśmy. Wlókł nas już do domu, abyśmy nie byli dlań niebezpieczni u tej artystki Fröhlich, Czy uważał zresztą za niemożliwe, aby w tym samym czasie kto inny był dlań u niej niebezpieczny?
Erztum jęknął zraniony.
— Gdyż byłoby dla ciebie niezdrowo, Erztum, gdyby ci się co do tego pozostawiło jeszcze złudzenia. Bądź mężczyzną!
Erztum zapewnił źle zahartowanym głosem, że Róża jest mu obojętna, że nie pyta, czy jest czysta Tylko Unrat oburza go w jego świadomości moralnej.
— Mnie nie, — przyznał Lohmann. — Ten Unrat zaczyna mię interesować: jest on właściwie ciekawym wyjątkiem. Zastanów się, w jakich warunkach on działa, co stawia na nogi przeciwko sobie. Do tego trzeba mieć, sądzę, pewność siebie — co do mnie, to nie dokonałbym czegoś podobnego. Musi w człowieku tkwić kawał anarchisty...
Wszystko to sięgało dalej, niżeli sięgał von Erztum. Mruknął coś.
— Co? — zapytał Lohmann. — No tak. Scena w „kabufie“ była ohydna. Ale miała w sobie coś ohydnie wspaniałego. Albo, jeśli wolisz, coś wspaniale ohydnego. Ale wspaniałego przytem.