Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/174

Ta strona została przepisana.

— Zwłaszcza, że przecież czegoś podobnego wcale o panu profesorze nie mogę uwierzyć. Ludzie gadają wiele o panu profesorze, to pewnie pan profesor sam wie najlepiej. Ale rzetelny chrześcijanin nie powinien w to wierzyć. Nie. Rzeczywiście nie.
— Jeżeli tak, — wtrącił Unrat i skinął na zakończenie, — to niechaj tak będzie.
Rindfleisch obracał cylinder w ręku i spoglądał w ziemię.
— Tak. Ale Bóg chce, żebym panu profesorowi przypomniał, że On tego nie chce.
— Czego nie chce? — zapytał Unrat i uśmiechnął się oddołu. — Może artystki Fröhlich?
Szewc oddychał ciężko pod brzemieniem swego posłannictwa. Jego długie, zwisające policzki opadały na klinowatą brodę.
— Wtajemniczyłem pana w to niegdyś, panie profesorze, — i głos jego zamroczył się wobec tajemnicy, — że Bóg dlatego tylko na to pozwala, żeby...
— Miał więcej aniołków. Słusznie, majstrze. Więc przeto zobaczę, co się da zrobić.
I nie ukrywając swego podstępnego uśmiechu, wypchnął Unrat herrnhutczyka za drzwi.

Gdy tak Unrat żył nie troszcząc się o nic na swoich wyżynach — wybuchły nagle straszliwe wypadki.
Jakiś połowy zameldował, że Grobowiec Olbrzymów w lesie został złośliwie uszkodzony.
Owej niedzieli, która jego zdaniem była dniem spełnienia przestępstwa, spotkał na szosie towarzystwo młodych ludzi. Prokuratorja przez długi czas prowadziła bezskuteczne dochodzenia, wreszcie po-