łowy zjawił się pewnego dnia u boku dyrektora w auli gimnazjum. Przez cały czas trwania nabożeństwa — czy to gdy dyrektor odczytywał rozdział z biblji, czy gdy szkoła śpiewała chorał — człowiek z ludu z wysokości podjum dyrektorskiego mierzył okiem zebranie. Często ocierał przytem czoło grzbietem dłoni, i czuł się widocznie niedobrze. Wreszcie musiał jeszcze zejść i prowadzony przez dyrektora przejść przez szeregi uczniów. Zachowywał się przytem jak człowiek, który dostał się do zbyt wysokiego towarzystwa, nie widział nikogo i ukłonił się Erztumowi, który nastąpił mu na nogę.
Gdy wszelka nadzieja odkrycia przestępcy w murach gimnazjum wydawała się stracona, dyrektor uczynił ostateczną próbę. Najpierw przeczytał jeszcze jeden nadliczbowy rozdział z biblji; potem wyraził przekonanie, że przynajmniej wzruszyło to winnego i zmiękczyło, skłaniając go do skruchy, i że teraz sumienie zmusi go do udania się do gabinetu dyrektora, do wymienienia swoich współwinowajców i wydania ich w ręce sprawiedliwości. W zamian za to szczere wyznanie jemu samemu nietylko odpuszczona będzie kara, ale otrzyma jeszcze nagrodę pieniężną... Na tem skończyło się nabożeństwo.
Już w trzy dni później zdarzyło się, że Unrat podczas lekcji Tytusa Liwjusza, którą zaniedbana klasa wypełniała wrzawą i sprawami pobocznemi, zerwał się nagle z katedry i zawołał:
— Lohmann, swoją lekturę prywatną będziesz mógł teraz uprawiać w innem miejscu. Kieselack, gwizdałeś tutaj przez dłuższy czas na kluczu. A ty będziesz mógł niedługo w domu — zawsze raz poraz — zwozić swój gnój, von Erztum. Daleki bardzo od zamykania tych trzech nikczemników do „kabufu“,
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/175
Ta strona została przepisana.