Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/179

Ta strona została przepisana.

— Nie, — rzekł Erztum.
— Nie, — rzekł Lohmann.
— Owszem! — zawołał Kieselack sepleniącym dyszkantem gorliwego ucznia, który wie „swoje“. — Artystka Fröhlich także przy tem była!
Wszyscy nadstawili uszu.
— Ona to właśnie chciała koniecznie, żebyśmy rozwalili Grobowiec Olbrzymów.
— On kłamie, — rzekł Erztum i zazgrzytał zębami.
— Kłamie w każdem słowie, — poparł go Lohmann.
— To jest niewątpliwa prawda! — zapewniał Kieselack. — Niech pan zapyta pana profesora! On ją zna najlepiej.
Wyszczerzył zęby w kierunku ławy świadków.
— Czy nieprawda może, że artystka Fröhlich wymknęła się panu owej niedzieli, panie profesorze? Zjadła z nami wtedy śniadanie koło Grobowca Olbrzymów.
Wszyscy spojrzeli na Unrata, który miał wygląd zakłopotany i szczękał zębami.
— Czy dama ta była przytem? — zapytał jeden z sędziów zdumiony i tonem zwykłej ciekawości ludzkiej dwóch pozostałych oskarżonych. Wzruszyli ramionami, ale Unrat wybuchnął, dusząc się niemal:
— To wasz koniec, nędznicy! Uważajcie się — zawsze raz porzź — za trupy!
— Kimże jest ta dama? — zapytał dla formy zastępca prokuratora. Gdyż każdy z obecnych wiedział o niej i o Unracie.
— Pan profesor Raat będzie nam mógł udzielić informacji, — domyślił się przewodniczący. Unrat oznajmił tylko, że jest ona artystką. Wówczas za-