Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/196

Ta strona została przepisana.

Unrat osiągnął znowu prawdziwą świadomość rzeczy. Artystka Fröhlich była przecież jego sprawą! Wykraczano przeciwko niemu samemu, gdy się ważono nie uznawać jej! Gnana lękiem wściekłość tyrana ogarnęła go i musiał się oprzeć: jak wówczas, gdy publiczność Błękitnego Anioła wyśmiała ją. Wyśmiać ją, którą on własnoręcznie uszminkował! Zakwestjonować jej produkcje, które on niejako sam wykonywał! Nie były — owszem więc oczywiście — budujące owe jej produkcje przy Grobowcu Olbrzymów i kosztowały one Unrata wiele bólu. Ale to była sprawa tylko między nimi dwojgiem, Unratem i artystką Fröhlich. Pójdzie do niej, nie jest skłonny zaniedbywać tego dłużej!
Chwycił kapelusz, ale odwiesił go znowu.
Zdradziła go — wszelako bądź co bądź. Z drugiej strony stała się w ten sposób drogą, która doprowadziła do zguby ucznia Kieselacka. Czy nie była przez to usprawiedliwiona? Jeszcze nie? Ale gdyby i dla innych jeszcze uczniów — stała się zgubą?
Unrat zatrzymał się z pochyloną głową, którą okryła czerwona chmura. Mściwość jego i jego zazdrość walczyły, a on się nie poruszał. Wreszcie mściwość zwyciężyła. Artystka Fröhlich była usprawiedliwiona.
I Unrat począł marzyć o uczniach, dla których powinnaby się ona stać zgubą. Jaka szkoda, że handlarz cygar z rynku nie był już w szkole; i ów praktykant, który mu się nie ukłonił, lecz śmiał się; i wszyscy inni w mieście. Dla nich wszystkich powinnaby się artystka Fröhlich stać zgubą. Wszyscy oni powinniby być za jej sprawą ze sromem i hańbą wypędzeni ze szkoły. Innej zguby nie potrafił sobie Unrat wyobrazić. Upadek, który nie polegałby na tem, że ktoś