o błogosławieństwie szkoły i miłości dla służby wojskowej. Temat był rzeczą obojętną; ale pisało się. Utwór poetycki, z którego ten temat pochodził, był dla ucznia obmierzły, gdyż od miesięcy już służył do tego tylko, aby go „pakować“; ale pisało się z polotem.
Dziewicą Orleańską zajmowała się klasa od Wielkiejnocy, od trzech kwartałów, Drugoroczni znali ją nawet z ubiegłego roku. Czytano ją od początku i od końca, uczono się scen na pamięć, zaopatrywano w komentarze historyczne, uprawiano na niej naukę poetyki i gramatyki, przekładano wiersze jej na prozę, a prozę zpowrotem na wiersze. Dla wszystkich, którzy przy pierwszem czytaniu dostrzegali w tych wierszach blask i urok, zgasły one oddawna. W rozstrojonej katarynce, która codzień na nowo zaczynała grać, nie rozróżniało się już melodji. Nikt nie słyszał osobliwie miękkiego głosu dziewczęcego, pod którego brzmieniem wznosiły się upiorne, surowe miecze, gdy pancerz nie przykrywa już serca, a skrzydła anielskie, rozpostarte szeroko, wznoszą się jasne i okrutne. Kto z tych młodzieńców drżał kiedyś wobec dławiącej niemal niewinności tej pasterki, kto kochał w niej triumf słabości, kto płakał kiedy nad dziecięcą wzniosłością, która opuszczona przez niebo staje się biedną, bezradnie zakochaną małą dziewczynką, ten nie tak rychło przeżyje to znowu. Dwudziestu lat może będzie mu trzeba, aż Joanna stanie się dlań znowu czemś innem, niż tylko zakurzoną pedantką.
Pióra skrzypiały; profesor Unrat, niczem innem nie zajęty, obserwował pochylone grzbiety. Dobry to
Strona:PL H Mann Błękitny anioł.djvu/20
Ta strona została przepisana.